poniedziałek, 27 stycznia 2014

Śmiech pielgrzyma - dzień 4




Siemanko.
Nie wyspałem się i mam migrenę, więc nie wiem jak mi wyjdzie ten post. Może nie popełnię jakichś kardynalnych błędów i nie pomylę zdjęć z Krakowa z tymi z Częstochowy :D.

Wracamy na trasę ;)

Dobra, bierzmy się do roboty. Witam Was moi drodzy parafianie podczas 3 dnia naszego marszu po drogach i bezdrożach. Bez zbędnych ceregieli typu: wstaliśmy, ogarnęliśmy się et cetera, et cetera; po prostu jak co rano wrzuciliśmy nasze bagaże do przyczepy tira, chwyciliśmy plecaki i w drogę. 

Było chłodno, ale dało się wytrzymać. Nogi miałem jeszcze w pełni sprawne, więc nie było problemu z zasuwaniem na piechotę. Jak co rano dzień zaczęliśmy od marszu do kościoła na Mszę Świętą. W sumie jak by tak się zastanowić to przez cały czas trwania tej pielgrzymki ani razu nie byłem w kościele na Mszy. Zawsze rozbijałem się koło kościoła (razem z rzeszą innych "pokutników") w jakimś ustronnym miejscu  i uderzałem w sen :P (a biskup podczas kazania prosił żebyśmy nie spali. :D Nie uznaję żadnej władzy nad sobą jeśli chodzi o to kiedy i ile będę spał!). 













I jesteśmy. Nie wiem co to za kościół. Wiem za to, że nie poszedłem spać podczas tego kazania bo było zbyt z-z-z-zi-mno :(
Słońce, którego tak wyczekiwałem schowało się za chmurami, a ja szczękałem zębami. Pocieszające jest to, że prawie natychmiast po zakończeniu Mszy Świętej słońce się pojawiło. Tylko dlaczego dopiero teraz? Eh... Już się w spokoju wyspać człowiekowi nie dadzą na kazaniu księdza biskupa. :))















Jak widzicie na tym zdjęciu, nie tylko ja rozłożyłem się i chciałem iść spać. 


Słońce kochane przez nas wielu tak wyczekiwane...

Jak już mówiłem po zakończeniu Mszy słońce się do nas uśmiechnęło i zrobiło to jakże obficie :D. Wyszliśmy z miast i wsi; nareszcie wszyscy mogliśmy poczuć się wolni. Jak okiem sięgnąć tylko pagórki obrośnięte lasami, pokryte polami i łąkami, i tylko czasem w oddali widzieliśmy jakieś miasto lub pojedyncze domy. Jedyny odgłos jaki słyszałem to nieustanne szurszr-szurszr-szurszur... Wiecie co to były za dźwięki? Ptak? Nie. Jakieś samochody? Nie. Może samoloty? (Co ja tu w ogóle piszę O.o) Nie. Te dźwięki to odgłos pielgrzymów przedzierających się ze swoimi plecakami przez wysoką trawę w stronę najbliższych zarośli by tam... Hmm, jak by to ująć? Spełnić w samotności to, czego wymagała od nich natura. 
Dźwigajta chłopaki, dźwigajta :D


Nasza najmłodsza służba porządkowa :P


Małe to to, a jakie cwane. Spójrzcie no jak się ustawili. :D





Nie wiem jak wy, ale ja nie chciałbym się im narazić :D. Wiadomo gdzie chłopaki mają znajomości?

Z drogi bo XIV grupa nadchodzi!



Tego dnia były jedne z najpiękniejszych widoków podczas całej pielgrzymki. Mógłbym tak iść i iść nie widząc przed sobą żadnych domów. Tylko dzika natura, tylko przestrzeń dająca poczucie wolności jakiej nigdzie indziej nie zaznamy.











Ta mina mówi sama za siebie: 
-Proszę, ratuj mnie!!!!!









Wolność! To jest to :D!!


Co ten ksiądz robi? Śpiewa nasz pielgrzymkowy hit. Chcecie posłuchać? Jasne, że chcecie:

Biegnie, biegnie mały osioł,
Biegnie, biegnie mały osioł,
Biegnie, biegnie mały osioł od samego rana.
Przód, przód, przód kochana,
Tył, tył, tył kochana 
Bok, bok, bok kochana od samego rana.



Jakoś tak to szło. Poszukam na youtube. Jak znajdę to też wstawię ;D. Może mi nie uwierzycie, ale do tego czegoś była nawet tak mała choreografia. O.O

Drzewa połamane przez wiatr.

Stajemy na popas ;)

Najedliśmy się, więc idziemy dalej.

Przyszła kolej na mnie :P. Same głośniki nie są ciężkie, ale paski (takie, jak od plecaka) były przymocowane metalowymi klamerkami, które wbijały mi się w plecy. Na dodatek szedłem jako "pierwszy głośnik", więc musiałem nieźle zasuwać, a z tyłu, do stelaża tego głośnika miałem przymocowaną linę, której czepiali się ludzie ciągnąc mnie do tyłu żebym zwolnił. Z przodu wołali: szybciej!, a z tyłu: wolniej! I co ja miałem zrobić w takiej sytuacji? Znalazłem wyjście - szedłem po środku :)))
Na dodatek musiałem nieść jeszcze swój plecak i karimatę :P.
Nie wiem jak wy, ale ja kibicuję małemu Patrykowi :D
Patryk złapany... 

...i okiełznany. :D 

Ten mały chłopczyk (Patryk) naprawdę działał nam na nerwy. Jaki jest sposób na takie dziecko?:
1.Złapać.
2.Związać
3.Ciągnąć za sobą na sznurku
4.Uwaga, może kopać


I tak doszliśmy na postój. Spaliśmy w 11 chłopa na remontowanym strychu. Wszędzie walały się trociny, deski, beton, kamyki... Jakoś to wytrzymałem. Dzisiaj mało pisałem, było dużo zdjęć, ale wybaczcie mi to. Mam migrenę i naprawdę ciężko mi jest coś napisać. Jutro zaczniemy naszą "wyprawę" z zamku widocznego na ostatnim zdjęciu i od razu zapowiadam pewien miłosny akcent (nie,to nie ja :D).

Pozdrawiam,
Pan Drewienko.

P.S. Znalazłem tę piosenkę.

7 komentarzy:

  1. Z Ciebie to pełnoprawny fotoreporter :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D, no nie wiem. Moja ciocia uważa, że nie umiem robić zdjęć. O.o

      Usuń
  2. Zdjecia sa dobre

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ale mój aparat do najlepszych nie należy, więc dość często zdjęcie wychodzi niewyraźne. To nie moja wina tylko sprzętu :D

      Usuń
  3. Fajne zdjęcia. Szczerze mówiąc ja nigdy bym się nie odważyła pójść na pielgrzymkę, ponieważ to nie jest moja bajka. Pozdrawiam : ) http://jusinx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się na początku bałem, ale okazało się, że niepotrzebnie. Za pielgrzymką jechał autobus, który podwoził ludzi niemogących iść dalej, do następnego postoju (ja nie skorzystałem). Oprócz tego jechała z nami karetka pogotowia i, co najważniejsze, kuchnia polowa :D. Taka wyprawa to wspaniałą przygoda.

      Pozdrawiam,
      Pan Drewienko.

      Usuń
  4. aż przypomina się własna pielgrzymka.. :)

    OdpowiedzUsuń